Kiedy czytamy artykuł w prasie, oglądamy program w telewizji, słuchamy wykładu czy wreszcie rozmawiamy ze znajomymi, dosyć rzadko poddajemy w wątpliwość metody dochodzenia do głoszonych przez naszych rozmówców tez. Nie zbyt często też poddajemy krytycznej analizie podstawy, na których my sami formułujemy nasze sądy i opinie. Mamy jakieś doświadczenie, jakąś intuicję, jakiś światopogląd czy przekonania. To zazwyczaj wystarcza. Do czasu…
Na podstawie sympatii i zbieżności poglądów wybieramy swoich przedstawicieli do władz. Podobnie dobieramy sobie znajomych, przyjaciół czy wreszcie partnerów życiowych. Ale czy takie podejście wystarcza do wydawania opinii, które mogą decydować o losach innych ludzi? Czy sędzia może sprzyjać sympatyczniejszej stronie postępowania? Czy biegły sądowy może się kierować wspólnotą doświadczeń z podsądnym? Czy naukowiec wreszcie powinien popierać teorię, ponieważ jego przyjaciel ją opracował?
Myślę, że nikt nie ma wątpliwości, jak odpowiedzieć na powyższe pytania. Oczekiwalibyśmy od ekspertów, biegłych czy wreszcie decydentów lub sędziów, aby swoje decyzje, opinie czy wyroki oparli na „twardych podstawach”. Również te dla nas korzystne! Miło jest usłyszeć, że ktoś popiera nasze stanowisko. Pytanie tylko, dlaczego? Bo je sprawdził i się z nim zgadza, czy bo ja się mu podobam? A może przez przypadkową zbieżność naszych interesów, doświadczeń czy poglądów?
Kiedy panie z RODK-ów wystawiają nam opinie dziwimy się często – skąd takie wnioski? Bo akurat w przypadku ojców najczęściej są one dalekie od naszego doświadczenia, naszego pojmowania rzeczywistości, naszego światopoglądu. Ale kiedy te same osoby wystawiają opinię korzystną dla nas – czy też pytamy o podstawy?
Książka pani dr Alicji Czeredereckiej jest przykładem takiej właśnie opinii – często zbliżonej do naszego pojmowania świata, próbującej ważyć racje i starającej się zachować bezstronność. Ale jaka jest jej wartość naukowa? Czy ma twarde podstawy, czy też jest raczej wyrazem ogólnego życiowego doświadczenia i światopoglądu? Czy możemy ją zaliczyć do nauki, czy do publicystyki raczej?
Przeprowadzony ostatnio protest środowisk naukowych pod hasłem Psychologia to nauka, nie czary każe nam jednoznacznie odpowiedzieć na te pytania. Nawet najbliższe naszemu sercu wnioski, nawet najprawdziwsze stwierdzenia, nawet najbardziej wnikliwe opisy przypadków, jeżeli nie są podparte naukowymi metodami, pozostają publicystyką. Światowe autorytety dosyć jednoznacznie wypowiadają się o testach projekcyjnych. Cytaty z ich wypowiedzi możemy przeczytać chociażby w komentarzu Andrzeja do tekstu o proteście. W ostatnich dniach, w efekcie protestu, w wielu mediach, na wielu stronach internetowych pojawiły się informacje i dyskusje o tej metodzie stawiania diagnoz psychologicznych. Nie możemy ich popierać, nie popierając jednocześnie wróżenia z fusów lub z kryształowej kuli.
Pani dr Alicji Czerederecka opiera swoje badania i teorie w dużej mierze właśnie na testach projekcyjnych. Jest ona niewątpliwie osobą przejętą losem dzieci, zabiegającą o poszukiwanie ich rzeczywistego dobra, pochylającą się z troską nad dziećmi i ich rodzicami, szukającą obiektywizmu. Niestety metody, które stosuje i popiera w książce, której dotyczyło nasze seminarium, nie pozwalają nadać jej pracy wymiaru nauki.
Zamykamy seminarium…
loading...
3 Responses to Na jakiej podstawie?