To zabierzmy się do tych: „zupełnie odmiennych od współczesnych regulacji”.
Weźmy pierwszą z brzegu istotną kwestię – dajmy na to wagę pojęcia winy, dziś skwapliwie pomijanego w naszych SR. To znaczy pomijanych i bez znaczenia, jeśli dotyczy kobiety, a zyskujących na znaczeniu jeśli winę można przypisać panu. Zabawnie jest przymierzyć to do sytuacji z przeszłości . Wszystko stało wtedy na głowie.
Ale ewentualne przemyślenia, jakie zrodzi ten tekst, w odniesieniu do innych zagadnień może później. Oczywiście jeśli zechcecie. My skupmy się teraz na kwestiach dotyczących dziatwy i opieki nad nią. Bo to nas przecież najbardziej interesuje. Nie jest to co prawda jądrem omawianego tekstu (pani Magdaleny Wyrczyńskiej – zapowiedź w poprzednim tekście z cyklu), ale chwała ci Autorko za rzetelność i skrupulatność zawodową, z którą zamieściłaś przypisy do tego opracowania. Jestem naprawdę pod olbrzymim wrażeniem profesjonalizmu zawodowego tej pani. BRAWA! Na stojąco.
Bardzo ważnym aktem prawnym, do którego odnoszono potem wiele europejskich rozwiązań prawnych, był Kodeks Napoleona. Co też możemy w tym opracowaniu znaleźć w przypisach dotyczących losu dzieci w przypadku rozwodu?
„Mając na uwadze los dzieci z rozbitych rodzin, KN stwierdzał, że połowa majątku rozwiedzionych rodziców przechodzi na ich potomstwo. Opiekę nad dziećmi przejmował małżonek niewinny, ale druga strona zachowywała prawo udziału w wychowaniu. Obie strony miały obowiązek łożenia na utrzymanie potomstwa, podczas gdy prawo użytkowania z majątku dzieci przysługiwało wyłącznie stronie niewinnej. Jeżeli zaś małżonkowie uzyskali rozwód na zasadzie wzajemnej zgody , musieli natychmiast po wniesieniu sprawy do sądu ustalić, które z nich przejmie opiekę nad potomstwem. Po rozwodzie połowa ich majątku również przechodziła na dzieci, ale oboje mieli prawo korzystać z tego majątku do czasu pełnoletności potomstwa. Ich obowiązkiem pozostało utrzymywanie i wychowywanie dzieci.”
Przypominam że jest rok 1804. No doprawdy zdumiewający jest ten zdrowy rozsądek Napoleona. Przydało by się go trochę w naszym przesądzie zaszczepić. Ale przy obserwowanej przez nas betonowej jałowości tej gleby nie widzę żadnych szans na powodzenie tego zabiegu. Na tej opoce wg. mnie nic dobrego nie ma szans wykiełkować.
Po upadku Napoleona wprowadzono Kodeks Cywilny Królestwa Polskiego w 1825 r. Prawo to, jak pisze autorka, usiłowało połączyć wymiar cywilny i duchowy małżeństwa. Obok norm i warunków religijnych, funkcjonowały dopełniające je normy i warunki cywilne. Co zatem tam mówi się na temat dzieci?
„Podobnie jak ułożenie stosunków majątkowych miedzy rozwodzącymi się małżonkami, tak samo kwestia przyznania opieki nad dziećmi związana była z ustaleniem odpowiedzialności za rozpad małżeństwa. Jeżeli stroną niewinną był ojciec (niezależnie od tego, czy matka była winna, czy niewinna), wówczas jemu przyznawano powyższe prawo. W sytuacji, gdy winę za rozwód ponosił mąż, zaś żona była niewinna do niej należało sprawowanie opieki. Kiedy jednak odpowiedzialność za rozpad związku ponosili oboje małżonkowie, o opiece decydowała rada familijna. Rodzic sprawujący opiekę miał prawo korzystać z majątku dzieci do momentu ich usamodzielnienia się.”
Nie wiem jak dla was, ale mi jednakowoż wydaje się, że w świetle praw z przytoczonych tu kodeksów naszych przodków bronienie obecnego orzecznictwa panującego w naszym przesądzie powoływaniem się na tradycję czy też na odwieczne prawo naturalne raczej nie da się obronić.
Jakieś wnioski albo przemyślenia? Ale o tym to już kiedy… ciąg dalszy nastąpi.
loading...